Przystanęła na chwilę przy wystawie. Był to jej ulubiony sklep w czarodziejskim świecie. Quidditch był jej pasją od kiedy nauczyła się chodzić. Jednakże nie mogła sobie pozwolić na tak kosztowny zakup, chociaż był on, co najmniej kuszący. Wyciągnęła rękę, by dotknąć najnowszego modelu miotły, lecz dotknęła tylko szyby. Pogrążona w swoich marzeniach nie zauważyła, że stoi na zewnątrz sklepu. Dziewczyna wiedziała jednak, że gdyby weszła, nie wyszłaby z pustymi rękoma.
Dlaczego mój ojciec musi być takim dusigroszem? Dlaczego nie mógł przeznaczyć troszkę więcej pieniędzy na rzeczy potrzebne do szkoły?
Obiektywnie myśląc, ani miotła, ani strój do Quidditcha nie były potrzebne, by przetrwać Beauxbatons. Jednakże Irene nie myślała obiektywnie. Pogrążona w smutnych rozmyślaniach nie zauważyła, że dochodzi już południe. Ze spuszczoną głową odeszła, by dokończyć robienie zakupów artykułów potrzebnych na rok szkolny. W końcu musiała przed zapadnięciem zmroku być z powrotem w domu. Życie w jej domu nie było łatwe.
/z tematu/